Niebawem Iga Świątek straci pierwsze miejsce w rankingu WTA, ale nie to jest teraz najważniejsze. Nie mam wątpliwości, że wybór nowego trenera, to jedna z najtrudniejszych decyzji w jej karierze. Może iść jedną z wydeptanych ścieżek lub wytyczyć własną. Bez względu na wszystko ma cztery możliwości. Jedną z nich jest tzw. supertrener.
Nie ukrywam, że w kwestii Igi Świątek mam deja vu. I to podwójne.
Polka za dwa tygodnie pożegna się z fotelem liderki rankingu WTA na rzecz Aryny Sabalenki tak jak przed rokiem. W identycznym momencie sezonu, co przed rokiem i głęboko wierzę w to, że finał tego zamieszania również będzie podobny.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że znacznie ważniejsze od obrony “jedynki” będzie teraz staranne wyselekcjonowanie odpowiedniego trenera. Dokładnie pamiętam sytuację sprzed trzech lat. Spotkanie dziennikarzy z Igą i sztabem szkoleniowym w Warszawie, a kilka dni później trzęsienie ziemi w postaci rozstania z Piotrem Sierzputowskim i zatrudnienia Tomasza Wiktorowskiego.
Niby na próbę, ale było jasne, że były trener Agnieszki Radwańskiej zagrzeje tam miejsce na dłużej.
Wielki potencjał Świątek i analityczny umysł Wiktorowskiego to było połączenie niemal skazane na sukces.
Wyeksponował jej największe atuty. Zakazał gry najsłabszymi elementami
Wiktorowski najpierw poradził jej, by wstrzymała się z grą elementami, które nie są najmocniejszymi w jej repertuarze. W 2022 r. Świątek skupiła się po prostu na wykorzystywaniu swoich największych atutów, a poza tym posłuchała trenera, by nie czekać na to, co zrobią rywalki, tylko zaskakiwać je aktywną grą w ofensywie.
Przecież jeśli Iga przyspieszy ruch do piłki i odegranie na drugą stronę siatki, to sama zyska czas. A że było ją na to stać, bo pod wodzą Macieja Ryszczuka stale się motorycznie rozwijała, to Wiktorowski słusznie uznał, że taką przewagę Igi po prostu trzeba wykorzystać.
Co z tego wyszło?
O rezultatach właściwie napisano już wszystko. Iga weszła na absolutny szczyt tenisa. Osiągnęła w tamtym sezonie tyle, że eksperci otwarcie przyznają, że najprawdopodobniej nie będzie to możliwe do powtórzenia.
Szło jak z płatka, ale rywalki zaczęły się uczyć gry Igi
Wszystko układało się rewelacyjnie, ale z biegiem czasu rywalki coraz lepiej radziły sobie z zagraniami Świątek, a wachlarz jej możliwości się nie poszerzał. Mnóstwo dyskusji pojawiało się w 2023 r. odnośnie do nieregularnego serwisu. Niskie prędkości, brak różnorodności, słaba precyzja w tzw. dużych punktach, czyli kluczowych dla losów meczu.
Dorzucając do tego głęboki chwyt forhendowy (o którym trenerzy tenisa wspominają za każdym razem, gdy zadaję pytanie o techniczne aspekty jej gry) czy niechęć do kończenia akcji skrótem lub przy siatce, sprawiały, że dyskusja na temat rozwoju Świątek od wielu miesięcy przybierała na sile.
W drugiej połowie ubiegłego roku zawodniczka i trener “ruszyli” większość z wymienionych elementów. Zmienili ruch serwisowy Igi, a także dostała “zielone światło” na grę skrótem i przy siatce.
Problem polegał na tym, że w niezwykle intensywnym, olimpijskim sezonie 2024 r. ich współpraca zaczęła się wypalać. W drugiej połowie roku pojawiały się obrazki, do których widoku nie jesteśmy przyzwyczajeni.
Pamiętam zarówno mecz Igi z Naomi Osaką w Paryżu, jak i z Julią Putincewą podczas Wimbledonu. W pierwszym z nich cudem odwróciła wynik. Półtora miesiąca później w Londynie przegrała na stojąco. Jakby myślami była już gdzieś indziej. A takich przestojów miała w kolejnych tygodniach więcej.
W międzyczasie do odrabiania strat wzięła się Sabalenka i trzeba uczciwie przyznać, że w ostatnich miesiącach to ona jest w lepszej formie, do tego w tym roku wygrała dwa turnieje wielkoszlemowe, więc zmiana na pozycji liderki rankingu WTA nie może dziwić.